W oczekiwaniu (pełnym obaw, strachu i niepewności) na szczepienie zajmowałam się różnymi sprawami, które jakoś pomogą mi przetrwać. To trochę szukanie na siłę zajęcia pozwalającego oderwać myśli, gdy tymczasem konieczne czynności życia codziennego leżały odłogiem.
Systematycznie, co jakiś czas, robię przegląd zapisanych adresów blogowych - zaglądam do tych znajomych z forum i blogosfery, u których dawno nie widziałam nowych wpisów. Ostatnio również zrobiłam taki przegląd, chociaż z nieco innych przyczyn. Mam tych adresów wiele (nigdy ich nie liczyłam, są pogrupowane tematycznie w blogu adresowym), dlatego zaglądam tam nieco rzadziej. Już pierwszy rzut oka na daty ostatnich publikacji był zapowiedzią tego co w tytule - SIECIOWA PUSTKA! albo mówiąc inaczej "pozrywane nitki tej blogowej pajęczyny". Praktycznie nie mam już do kogo zaglądać - myślę tu o tych pierwszych adresach z moich internetowych początków z 2008 roku. Zniknęły wszystkie fora tematyczne, na których spędziłam wiele godzin. Zniknęło sporo blogów, a drugie tyle straszy brakiem nowych postów od kilku lat.
Na palcach jednej ręki mogę policzyć znajome od dawna blogi, które są cały czas aktywnie prowadzone. Tak mi szkoda dawnych kontaktów...
Powstają nowe blogi, a niektóre osoby nawet wracają z fb i instagrama na stare śmieci, ale to już dużo młodsze blogerki z młodszą tematyką. Trochę poczytałam, ale większość tematów (aktywność zawodowa i sportowa, wychowanie dzieci, moda, kosmetyki) to nie moja półka i tu już nie znajdę czegoś dla siebie.
Nadal jednak szukam nowych miejsc robótkowych, bo robótki to taki ponadczasowy temat... dla młodych i dla starszych...
A u mnie?
Mało piszę, mało czytam innych, mało robótek ... bo mało czasu, a jeszcze mniej chęci. Bardzo mnie zniechęcił brak kontaktu "z drugą stroną", czyli osobami czytającymi. Od dawna odczuwam ten brak - w końcu nie wydaję gazety do jednostronnego odbioru, chociaż kiedyś czytelnicy też do gazet pisali. Nie mam misji pisania "sobie a muzom", więc tym bardziej doceniam i dziękuję blogerkom, które się odzywają. I zawsze podkreślam, że nie chodzi mi o ilość, ale o jakość tych znajomości. A jeśli się zdarzy, że jakiś komentarz pozostanie bez odpowiedzi, to tylko dlatego, że o nim nie wiem, że nie dostałam powiadomienia na pocztę.
Być może coś się zmieni i będę więcej pisać, jak uporam się z najważniejszymi sprawami - zdrowiem i życiowymi porządkami.
Na razie dołączyłam trochę wybranych postów z mojego poprzedniego bloga "Robótkowy czas relaksu". Wymagają sporo pracy - poprawek czcionki, która jest dosłownie od sasa do lasa. I poszukania większości zdjęć, które po prostu wyparowały. Mam ich sporo na dysku, ale to wymaga czasu. Na tych, które są trafiają się w podpisach różne nicki, bo długo nie mogłam się zdecydować, jakiego nicku chcę używać.
Tamten poprzedni blog powstawał w dużym stopniu w czasie choroby mojej Mamy, a po Jej odejściu zamknęłam do niego dostęp. Nie mogłam już tam pisać... założyłam nowy.
W ciągu ostatnich kilku lat i miesięcy pożegnaliśmy kilka osób z najbliższej rodziny... młodych i starszych. Każda strata bardzo boli i jest nie do zapomnienia... czas nie leczy ran, tylko je trochę zabliźnia.
Odejście Rodziców to także zamknięcie kolejnego rozdziału naszego życia... już nie jesteśmy dla kogoś dzieckiem... już nikt nie przypomni, nie opowie o nas z dzieciństwa. Zostajemy z wyrzutami sumienia, że coś zaniedbaliśmy, że za mało się staraliśmy, że nie okazaliśmy miłości i przywiązania, a głównie zniecierpliwienie i zmęczenie... Zostajemy także z mnóstwem przedmiotów w mieszkaniach, które trzeba uporządkować... posprzątać czyjeś życie...
Jest taka książka, którą być może przeczytam, ale jeszcze nie teraz.
Mam na myśli zbiór esejów Marcina Wichy "Rzeczy, których nie wyrzuciłem" wydany w 2017 roku (książka z kilkoma nagrodami)
Cytując z wikipedii:
"Na książkę składa się zbiór esejów poświęconych matce autora i ich trudnej relacji. Punktem wyjścia jest czas, kiedy po jej śmierci Wicha musiał uporządkować jej mieszkanie, zdecydować, które z przedmiotów i książek po zmarłej zachować, a które wyrzucić. Przedmioty przywołują wspomnienia, które stają się treścią książki."
Spokojnie mogłabym sama napisać takie wspomnienia, ale na to jest jeszcze za wcześnie.
Zdjęcia z mojego ogrodu, które wstawiam do tego posta to wspomnienie maja z ubiegłego roku - w tym roku mamy miesięczny poślizg, ciepło dopiero buchnęło wczoraj, więc bez i jabłonie dopiero się rozwijają.
Jakże cały post taki dziwnie "mój"
OdpowiedzUsuń... bo jest nas więcej...
UsuńPozdrawiam :)