poniedziałek, 19 czerwca 2023

Krótkie czytelnicze sprawozdanie

 

Jeszcze nigdy w życiu blogowym nie miałam takiej niemocy pisarskiej. A wcześniej też pisałam szybko, sprawnie, a co najważniejsze z przyjemnością.

Teraz mam taką blokadę, że na samą myśl o postukaniu w klawiaturę odechciewa mi się wszystkiego. Może mi to przejdzie, albo nie przejdzie... okaże się w praniu.

Podejrzewam, że to jeden ze skutków covidowych - inne  były i nadal są równie uciążliwe i nieprzyjemne. 

W ramach czytelniczej zabawy  3650 stron! planowałam w postach wstawiać zdjęcie okładki i napisać kilka słów o każdej książce, ale na razie skończyło się na wpisaniu tytułów do strony przeznaczonej zabawie i dodaniu nielicznych linków z bloga książkowego.

Teraz jakoś nie mam siły do tego wracać, ale postaram się zmobilizować już od czerwcowych lektur i podzielić się również na tym blogu swoimi uwagami o przeczytanych książkach. 

Jeśli nie pomyliłam się w dodawaniu (ani mój kalkulator z wielkimi klawiszami), to przekroczyłam 3650 stron w marcu - wyszedł mi wynik 3777 

Patrząc na liczbę przeczytanych książek to jest bardzo mało w porównaniu z tym jak dużo czytałam przez całe życie. Powodem są na pewno problemy zdrowotne, bo nawet w trudnych życiowych chwilach sięgałam po książki - jako psychiczne lekarstwo. A teraz szybko osiągnęłam "pułap", bo akurat trafiło się kilka grubaśnych.

Prawie wszystkie książki przeczytane w tym roku  to lektury z poszczególnych kategorii zabawy czytelniczej u Sardegny - "Trójka e-pik" (biorę udział w tej zabawie prawie od początku). Wszystkie trzy majowe kategorie zaczęłam i nie dokończyłam, ale mam mocne postanowienie doczytania.

To tyle sprawozdania - czytanie cały czas w toku :)

piątek, 16 czerwca 2023

Mogłam już nie żyć...

 Potrzebowałam sporo czasu, żeby jakoś się uspokoić po wczorajszych przeżyciach.

Co prawda prognozy zapowiadały tak oczekiwane deszcze, ale Łódź to zagłębie suszy.

Kiedy ruszaliśmy samochodem do szpitala (dokładniej do poradni) nic nie zapowiadało deszczu. Zaczęło kropić kiedy ruszyliśmy. Mężowi udało się dość blisko zaparkować, ale  i tak musiałam przejść na dwóch częściach skrzyżowania - Narutowicza/Kopcińskiego.

Dojechaliśmy w czasie  prawdziwego oberwania chmury... próbowałam przeczekać, ale nie było widać poprawy, a godzina wizyty tuż, tuż. W końcu wysiadłam - od razu byłam cała mokra mimo parasolki, bo niestety miałam cienką przemakającą kurtkę.

Weszłam na przejście dla pieszych na zielonym świetle - jeszcze się upewniłam, czy na pewno jest zielone, bo spod kaptura mało widziałam. Wszystkie samochody grzecznie czekały... już prawie byłam przy wysepce tramwajowej, gdy nagle jakiś gnój!!! w pełnym gazie przejechał tuż przede mną. Miałam małe szanse, żeby go zobaczyć kątem oka, bo kaptur i parasolka plus oberwanie deszczowej chmury bardzo ograniczały pole widzenia. Zresztą zasłaniały go inne stojące przed przejściem samochody.

Cudem uniknęłam zderzenia... a gdybym zrobiła dwa szybsze kroki? ...