Patrzyłam z obrzydzeniem na mijane stragany z wystawionym jedzeniem. Na błotnistym trawniku, na byle jakich stołach, pod mizernym daszkiem z namiotowej płachty, wystawione były wędliny, bochenki chleba, ciasta w dużych blachach. Po tych kiełbasach, chlebach, a przede wszystkim po ciastach łaziły wielkie muchy i fruwały nad nimi osy. Te osy mnie zaskoczyły - skąd osy o tej porze roku? Ale skoro jest od dawna tak ciepło to i owadom pomyliło się w kalendarzu.
Cały towar umieszczony był tuż przy wąskim chodniku i jezdni z błotem i mokrymi liśćmi... na wprost cmentarnej bramy, gdzie właśnie odbywał się pogrzeb.
Ciekawe co na to powiedziałby Sanepid?
Tak było 31 października. Pewnie 1 listopada znaleźli się jacyś chętni na te "atrakcyjne" zakupy. Podobnie jak kiedyś na gorącą kiełbasę z rożna i grochówkę z wojskowej kuchni. Teraz też kilka osób posilało się kiełbasą z grilla siedząc przy stolikach w tej brudnej scenerii. Ale w PRL-u, gdy kiełbasa była na kartki, taki gorący posiłek mógł być dla niektórych osób atrakcyjny.
Podobnie jak tradycyjne obwarzanki, produkowane domowym sposobem w tajemniczych okolicznościach higieny.
Nie zrobiłam zdjęcia... z obrzydzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz