czwartek, 22 kwietnia 2010

Tilda

Cóż to jest?
Odpowiedź dla tych, którzy może jeszcze nie wiedzą - to jest lalka?/figurka?/postać?, którą można sobie uszyć samemu.
Ja też dość długo nie wiedziałam jak ona wygląda, a już o niej słyszałam tu i ówdzie.
Obserwuję to tildowe szaleństwo jak zjawisko socjologiczne, bo trudno go nie obserwować, skoro stale powiększa się grono jej twórczyń.
I zadaję sobie kilka pytań:
- czy to jest tylko moda? podobna do mody na lalki Barbie? - czyli "biorę w tym udział, bo to jest teraz modne, bo wszyscy szyją Tildy?"
jeśli moda to o wiele łatwiejsza do zaspokojenia, bo każdy (choć trochę szyjący) może spróbować wykonać laleczkę własnoręcznie
- a jeśli to rzeczywiste, prawdziwe zauroczenie tildowymi kształtami, to gdzie tkwi klucz? co takiego jest w samej Tildzie, że tak się podoba?
Czytam w wielu miejscach opisy powstawania kolejnych Tild, ale właściwie nigdzie nie znalazłam odpowiedzi na takie pytanie.
Piszę o tym dlatego, że nurtuje mnie to od pewnego czasu, bo należę do innej grupy: mnie się Tilda nie podoba.
Ten wpis nie jest tematem do dyskusji o gustach, bo wiadomo, że o nich się nie dyskutuje.
Każdemu może się podobać co innego - to co dla kogoś jest przepiękne, dla innych może być okropnym bezguściem.
I na szczęście minęły czasem, kiedy coś musiało się nam podobać, bo było narzucone "odgórnie".
Dlatego jestem ciekawa - czym zachwyca Tilda?

9 komentarzy:

  1. Hmmm... Nie wiem, ale postaram się zastanowić i przelać to na papier (znaczy w komentarz).
    Tildy jeszcze nie mam na sumieniu.
    Tylko tildowe króliki. I wiem co mnie w nich ciągnie: prostota w szyciu.
    Brak szczegółów choćby takich jak ogonek ;-)
    Myślę, że z Tildą będzie tak samo: to są bardzo łatwe i przyjemne w szyciu lalki. Możliwośc ubrania każdej inaczej powoduje chęć szycia kolejnej i następnej.
    Czy można "modę" na Tildę porównać z modą na wynaturzone Barbisie? Chyba jednak nie. Barbie powstaje na linii produkcyjnej. Zimny plastik bez wyrazu, z debilnym uśmieszkiem wyuzdanej kurtyzany.
    Wcale nie mam zamiaru przekonywać Cię do tego, że Tilda to jakaś wyższa idea ;-)
    Tilda ma w sobie "coś" trudnego do zdefiniowania. Może to, że jedna może być chudziutka jak patyczek, a druga tłuściutka i apetyczna jak pączuszek. I ciągle będzie taką niewinną, miękką laleczką do przytulania. Do zabawy i do spania.
    A może brak wyraźnie zaznaczonej buzi?
    Nie wiem.
    Ale wiem, że jak w końcu kupię włosy, to uszyję nie jedną lalkę Tildę. Dobrze, że mam córkę w wieku do zabawy lalkami, przynajmniej mogę szyć zabawki i ulegać modzie, chociaż sama modna nie jestem, a moje ciuchy dawno temu nie tylko wyszły, ale i wygalopowały z mody ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba więcej niż Ata napisać nie potrafię.
    Ja na swoim koncie nie mam jeszcze popełnionej żadnej.
    Ale urodą tildowych króliczków zachwycam się od dawna...może kiedyś odważe się spróbować.
    Ciężko mi nawet powiedzieć co konkretnie mi się w nich podoba,to taka miłośc od pierwszego wejżenia...przyszła nagle i w zasadzie nie wiadomo dlaczego ;0) a czy przejdzie po chwili zauroczenia...w tym wypadku obawiam się, ze nie ;0)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to moda? Pewnie trochę tak ... ale też ważna jest dostępność wykrojów. I najważniejsze ... że można uszyć ją samej, nadać jej swój własny charakter. Zobacz ile jest tild a każda inna. Mi się akurat te szmacianki bardzo podobają a córa uwielbia je miętosić ... nękać ... ściskać ... i wykręcać ;)
    Tilda przynosi mi na myśl takie stare rustykalne lale szmaciane, osobiście lubię takie klimaty ... a jeszcze bardziej lubię łączyć je w nowoczesnych tkaninach.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie :-)
    Tak po prostu się w nich zakochałam i już!
    I co ciekawe: jak ktoś bierze do rąk króliczka, natychmiast pojawia mu się uśmiech na twarzy i odruchowo przytula do siebie.
    I nieważne, czy go u mnie kupował, czy daję w prezencie - reakcja jest zawsze taka sama :-)
    Coś w nich jest... Może te kłapciate uszy? ;-D
    Jutro kolejny króliczek zmienia miejsce zamieszkania. Zobaczę jaka będzie reakcja (tym razem obdarowanej) osoby.
    Będzie obiektywna, bo nigdy nie zetknęła się z tidowymi zabawkami.
    Napiszę jutro wieczorem u Ciebie w komentarzach, o ile pozwolisz Elu :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo Wam dziękuję za te opinie - są dla mnie ważne, bo chwilami mam wrażenie, że coś ze mną jest nie tak...
    Skoro tak się podoba tylu kreatywnym, twórczym osobom, to dlaczego mnie się nie podoba?

    Ja oczywiście dostrzegam przewagę samodzielnego szycia nad kupieniem seryjnej plastikowej paskudy (o czym napisałam w poście).
    I też zawsze bardziej podobały mi się szmacianki niż gotowe lalki - szczególnie, że moje dzieciństwo przypadło na lata ubóstwa i brzydoty zabawek dla dzieci.
    Wtedy marzeniem były lalki "zza granicy" oczywiście tej zachodniej.
    Tylko, że szmacianki mogą mieć przeróżne kształty i ja jednak wolę laleczki tradycyjne, nawet staromodne, ale z weselszą buzią.
    Tak się zastanawiałam, dlaczego mnie się Tilda nie podoba i doszłam do wniosku, że to już nawet nie chodzi o całość laleczki, ale o jej wyraz twarzy.
    Mnie się ona wydaje naburmuszona, zła, kiedyś się używało określenia "odęta".

    Natomiast sama moda na Tildę nie jest niczym nowym - w końcu w ciągu wieków zabawki dla dzieci też podlegały modom.
    I nagle może się pojawić coś zupełnie nowego i to COŚ "wygryzie" Tildę.

    Ja akurat już nie mogę sprawdzić na swojej córce, czy coś tildowego by się jej spodobało.
    Zresztą moje dziecko nigdy nie byłoby dobrym testerem zabawek dla dziewczynek, bo od maleńkości bawiła się autkami, samolotami, młotkami, śrubkami i papierem ściernym itd.

    Ato - no coś Ty!!! Oczywiście, że pisz w komentarzach.
    Po co w ogóle pytasz...

    OdpowiedzUsuń
  6. z pewnoscia jest to rodzaj mody ze wzgledu pewnie na to ze jest prosta w szyciu tak mi sie wydaje ,taka lalka szmacianka,mnie sie nie wszystkie tildy podobaja,ale sa takie ktore wygladaja zabawnie,ot po prostu kolejna praca reczna ktora mozna samemu wykonac :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja raz widziałam "tildę", która mi się podobała:
    http://riona1.blogspot.com/2009/09/ostatnio-na-prezent-dla-maej.html

    OdpowiedzUsuń
  8. No więc jak obiecałam, to napisz. Wprawdzie z poślizgiem, ale ;-)
    Królika dałam. Osoba obdarowana (dorosła zaznaczam!)złapała go z zachwytem i zakrzyknęła:
    "Jaka świetna!! Uszy ma boskie!"
    Reakcja jak widać jednoznaczna ;-)
    Co do lalek - zapytam moje młodsze dziecko, co jej się w nich podoba (lub nie).
    To będzie chyba najlepszy "sędzia" ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś tak dopiero dzisiaj dotarłam do tego posta i z dużym opóźnieniem ale jednak chciałabym napisać. Otóż mnie się tilda podoba ze względu na nieporadność tych zabawek I chyba tym ujmuje dzieci. Bo tilda jest do opiekowania się, przytulania... ma w sobie coś z dziecka, przypomina je trochę proporcjami, za duże łapki, za krótkie nóżki...
    Ale rozumiem, że może się nie podobać i tak jest dobrze, ludzie są różni. Ja zawsze podziwiałam frywolitki, raz spróbowałam się nauczyć, ale choć załapałam ściegi, to miłości do frywolitki nie. I nie wiem czemu, nie ma jej i nie pragnę. Nie potrafię tego wytłumaczyć... Gdybym jednak miała małe dzieci, to tildę starałabym się uszyć, bo jestem przekonana, że taka jest rola tej zabawki, ma rozwijać wyobraźnie, dziecko ma do zabawki mówić, ma z nią rozmawiać, spać, jeść, ma w wyobraźni dorabiać brakujące szczegóły... tak sobie myślę...

    OdpowiedzUsuń