piątek, 27 grudnia 2013

Czas świąteczny po świętach

Czas przed samymi świętami i w ich trakcie miałam wypełniony maksymalnie.
Co prawda od lat  doprowadzam się do tak szczególnie denerwującego stanu, który jest wynikiem mojego bałaganiarstwa i totalnego niezorganizowania, ale w tym roku osiągnęłam apogeum. Dołożyły się do tego czynniki zewnętrzne, w rodzaju pogorszenia kondycji fizycznej i zwiększenia obowiązków rodzinnych.
I tu mam dylemat - z jednej strony jestem szczęśliwa mogąc gościć najbliższą rodzine, ale z drugiej czuję, że to już ponad moje siły. Szczególnie, że roboty coraz więcej na mnie jedną...
Na razie do następnych świąt cały rok, a ja próbuję odpoczywać na przemian z porządkowaniem używanych naczyń ... żałując, że kochane Maluchy już odjechały...

Moja choinka w tym roku to wyciągnięty zza szafy ponad 30-letni sztuczny drapak. To choinka będąca świadectwem swojego czasu - prawdziwego kryzysu 1980 r. W ubiegłym roku kupiliśmy prawdziwą, ale teraz nie dałam rady (nie tylko fizycznie, ale też ze względów finansowych).
Najbardziej lubię choinki  pstrokate, z ozdobami zbieranymi przez lata. Niech każda będzie "z innej wsi". Ozdoby nie muszą być stylowe, dobrane kolorystycznie, ani modne w kształtach. Ze starymi bombkami, łańcuchami, gwiazdami łączą się najmilsze wspomnienia i takie chcę na każde święta.
Tegoroczna choinka jest ubrana trochę inaczej niż zwykle. Większość ozdób wisi nisko i z przodu, tylko niektóre dostąpiły zaszczytu umieszczenia na gałązkach, a te które dostąpiły wiszą dość dziwnie. Dlatego tak, bo działał tu Pierwszy Wnuczek, a taki mały człowiek nawet ze stołeczka daleko nie sięgnie.


I powiesił tak jak chciał i gdzie chciał (choinka miejscami jest trochę "łysa").
To dla mnie były najbardziej miłe chwile spędzone z kochanym chłopaczkiem, który już całkowicie nie pozwala się uściskać i ogania od przytulania. Na szczęście Drugi Wnuczek jeszcze jest na etapie przyzwolenia na pieszczoty.

Tuż przed świętami skończyłam dwa hafty przeznaczone na prezenty. Miałam w planach więcej, ale czasu nie było. Dosłownie na ostatnią chwilę, bo w Wigilię, kończyłam prasowanie i wsadzanie w ramki. Na szczęście przy pomocy męża jakoś się udało. Zdjęcia niestety robione wtedy wieczorem, więc niewiele się dało z tego wycisnąć.

Zimowy obrazek według wzoru ze Świątecznego SAL-a 2011
To nie jest ten hafcik, który robiłam w trakcie zabawy. Tamten musiałam przerwać, bo okazało się, że pomyliłam się w liczeniu  i cała prawa część przesunęła się o jeden krzyżyk. Niby jeden, ale jednak w bardzo widocznym miejscu. Ten zaczęłam robić latem, półtora roku temu, w trakcie największych upałów. Tak w ramach protestu, bo nienawidzę upałów. Lepszego zdjęcia już nie zrobię, bo obrazek znajdzie swoje miejsce w Katalonii. Chyba, że dostanę zdjęcie zrobione tam.


i  drugi, rozpoczęty również ponad rok temu.


Tego obrazka nie pokazywałam "w trakcie", bo dużo do pokazywania nie ma. Wzór tak prosty, że robi się bardzo szybko.

Tak niewiele robótek powstało w tym roku, że nawet nie ma co podsumować.
Bardziej mogłabym zrobić podsumowanie pod hasłem "to mam do skończenia".