piątek, 28 lutego 2020

Lutowe "Rękodzieło i przysłowia"

W zabawie "Rękodzieło i przysłowia" organizatorka Splocik zaproponowała te przysłowia:
1. Radosne serce wypełnia braki życia.
2. Nie ma zimy bez śniegu, wiosny bez słońca i radości, której nie dzielisz.


Nie chcę się zmuszać do realizacji radosnego aspektu obu przysłów... byłoby to dla mnie sztuczne, a może nawet przykre w obecnym trudnym czasie. Dlatego skupiłam się na części drugiego przysłowia, bo bardzo tęsknię za śniegiem i martwię, że zimy są coraz częściej bezśnieżne. To takie dziwne i trudne do zaakceptowania  w naszym klimacie - szczególnie, gdy mamy bogate wspomnienia związane ze śniegiem. Ja mam takich wiele - książkę można by napisać, ale nie ma tu miejsca na tak szerokie wspominanie, więc jak najkrócej.

Generalnie kocham zimę! Mimo wszelkich utrudnień to moja ulubiona pora roku.
Jedno tylko wspomnienie z najdalszego dzieciństwa jest mało przyjemne, ponieważ przypomina ciężką drogę  do tramwaju przez wielkie zaspy... zbyt wielkie dla 7-8 latki. Z trudem udawało się mojej Mamie torować wczesnym rankiem drogę po nieodśnieżonych uliczkach, mając do transportu okutany tobołek, który nie chciał iść i ciągle przystawał. Nic dziwnego... trudno mi było oddychać w szaliku z zamarzającym oddechem, przy padającym nadal śniegu i silnym wietrze wiejącym oczywiście w twarz. I nie był to jednorazowy wysiłek - tak wyglądała cała zima. Mieszkaliśmy z dala od uczęszczanych tłumnie ulic miasta, więc nigdy na naszą uliczkę nie wjechał śnieżny pług. Odśnieżanie chodnika było obowiązkiem właścicieli małych domków i ogrodów.
Jednak mimo to zawsze bardzo lubiłam odgarniać śnieg przy naszej posesji i w ogrodzie, co mi pozostało do dziś... tylko odgarniać nie ma co.

Wspaniały widok to nasze zwierzęta w ogrodzie - psy skaczące z radością w głęboki śnieg i koty majestatycznie,  przy każdym kroku z namysłem badające jak głęboko zapadną się  łapki.

I jeszcze jedno wspomnienie, z którego nie mam żadnych zdjęć, bo wydawało się, że  spokojnie zrobi się przy kolejnej zimie. A okazja  już się nigdy nie powtórzyła.
W czasie zimy stulecia 1978/79 spadło tyle śniegu, że mój mąż zabawił się budowaniem w ogrodzie igloo. Powstała budowla tak duża, że można było wejść do środka i nawet usiąść na lodowej ławeczce.
Dziś trudno mi uwierzyć, że tak szczęśliwe chwile przeżywaliśmy.

I zgadzam się z przysłowiem, bo dla mnie to co teraz mamy nie jest zimą, tylko dziwną karykaturą zimy skoro nie ma śniegu.
Przywołuję więc zimę na różne sposoby, między innymi w hafcie.


j hafcik żni się kilkoma szczegółami od oryginalnego schematu, ale to trochę z braku skupienia się w czasie pracy, a trochę to efekt zamierzony.
Jednak zupełnie niezamierzone było wykorzystanie materiału - przypadek sprawił, że wybrałam kanwę, która otrzymałam w prezencie od... Splocika.
A sam hafcik poczeka na zagospodarowanie (na razie nie zdecydowałam się na sposób wykorzystania).


4 komentarze:

  1. Wspomnienia wróciły...
    Pamiętam kopanie tuneli w zaspach śniegu albo zjeżdżanie na sankach w zaspy. :)))
    Faktycznie mnóstwo wspomnień i żal, że zimy się kończą, chociaż za nimi nie przepadam.
    Bardzo ładny hafcik. :)
    Mam ten i w podobnym klimacie zapisany do wykonania.
    Twój link i fotkę dodałam do mojego wpisu.
    Miło mi, że bawisz się u mnie. :)
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i oczywiście nie odpuszczam dalszej zabawy :)
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Bardzo przyjemnie czytało mi się Twój wpis:)
    Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, kiedy faktycznie człowiek mógł się cieszyć piękną, białą zimą. Podobnie jak TY..bardzo tęsknie za białym puchem, to moja ulubiona pora roku:)
    Hafcik śliczny i jak najbardziej w klimacie.
    Uściski.
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Ja zawsze się rozpędzam z pisaniem, potem skracam, a i tak wychodzą długaśne posty.
      Chyba ta moja pisanina potrzebuje miejsca bez ograniczeń i bez okazji.
      Odwzajemniam uściski :)

      Usuń