wtorek, 10 marca 2009

Komentarze

Jeszcze o Dniu Kobiet w odpowiedzi na wpis Karoliny (co prawda nie z Kraju Karoliny, jak u Chmielewskiej, ale też z bardzo daleka).
Tu naświetlę "tło historyczne" dla młodszych koleżanek, które nie przeżywały tego święta ( i innych) w PRL-u.

Goździki były wtedy kwiatami chyba najtańszymi, więc wszędzie o każdej porze roku były obecne na państwowych uroczystościach, zebraniach, świętach.
Przez to stały się kwiatem "partyjnym", "rządowym", "służbowym" czyli patrz: znienawidzonym, kojarzącym się ze zniewoleniem politycznym i ustrojowym
Nikt myślący nie dawał prywatnie goździków z okazji imienin czy ślubu. Właściwie to była nawet forma bojkotu - prywatnie nie kupujemy goździków.
Kiedy oglądamy teraz stare kroniki filmowe lub materiały z dzienników telewizyjnych możemy zauważyć obowiązkową obecność goździków i to w jednej odmianie, ale za to w dwóch kolorach: białym i czerwonym.

A więc:
- na stole prezydialnym na dyżurnym zielonym suknie - czasami wypierane przez równie obowiązkowe paprotki w doniczce
- we wszystkich wieńcach i wiązankach składanych pod pomnikami i płytami pamiątkowymi przez oficjalne delegacje
- we wiązankach wręczanych na płycie lotniska przy samolocie wszystkim partyjnym i rządowym przywódcom "zaprzyjaźnionych" państw
- goździki dostawała pierwsza "pilna" osoba, która stawiła się o 6 rano przed drzwiami lokalu wyborczego
- były też przygotowane dla ważnych głosujących w danym lokalu: I sekretarz partii, minister, premier
- i jeszcze wiele innych okazji tzw. "państwowotwórczych"

A co z 8 marca?

Goździk - nazywany służbowym kwiatkiem dostawały kobiety od Rady Zakładowej w ilości 1 sztuki na osobę wraz z jakimś bardzo atrakcyjnym (wtedy) dodatkiem czyli towarem deficytowym na rynku (jak to się oficjalnie mówiło).
Najczęściej były to rajstopy (oczywiście polskiej produkcji) - 1 pudełko.
Czasami był to szampon do włosów lub mydełko.
Otrzymanie zestawu trzeba było od razu potwierdzić podpisem na odpowiedniej liście.
Dokładnie nie wiem, jak bogate były te zestawy 8 marca, ponieważ to zależało od strategicznego znaczenia danego zakładu pracy.
Najlepiej miały oczywiście robotnice w dużych fabrykach.
Natomiast my (tzn. biedna oświata) raczej niewiele dostawałyśmy.
Ale miłą rekompensatą były kwiaty od dzieci - i to nie były goździki (na szczęście).

A telewizja zawsze w tym dniu lansowała innego kwiatka - tulipana, pokazując (na zachętę) rzesze panów kupujących tulipany w kwiaciarniach lub od ulicznych kwiaciarek.

2 komentarze:

  1. Dzięki za wyjaśnienie tego wcześniej niezrozumiałego dla mnie zjawiska :-) w mojej psychice na szczęście goździki nie są tak napiętnowane, więc mogę się z nich w pełni cieszyć! Te obecne są fioletowo-białe, prześliczne:). Ogólnie najbardziej lubię dostawać takie "polne kwiatki", najbardziej mnie cieszą:).

    Ale jak to mój przyjaciel stwierdził... jemu szkoda kwiatków, bo muszą umrzeć, żeby ktoś się nimi pocieszył parę dni w wazonie.. po chwili zastanowienia stwierdzam, że ma trochę racji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście teraz, kiedy już tak wiele się zmieniło i nie ma przymusu, ten symbol "służbowego kwiatka" stał się reliktem przeszłości.
    A dodatkowo pokazały się na rynku kwiatowym inne odmiany goździków i nagle okazało się, ze poznajemy ładniejsze "oblicze" goździka.

    OdpowiedzUsuń