Dla mnie tak... przecież w dawnych czasach umiejętność malowania była kształcona w panienkach z bogatych domów na równi z haftem i innymi rodzajami robótek.
Bardzo żałuję, że rysunek i malarstwo realistyczne jest dla mnie niedostępne... natura umiejętności nie dała. Podziwiam dzieła malarzy nie kierując się światowym uznaniem, ale własnym gustem. Najbardziej zachwycają mnie obrazy, które prawie z fotograficzną dokładnością zachowały realia i klimat dawnych czasów. Nie rozumiem sztuki nowoczesnej, więc nawet nie próbowałabym amatorsko iść w tę stronę z farbami.
Taką namiastką... "malowaniem igłą i nitką" jest dla mnie haft krzyżykowy. Zdaję sobie sprawę, że to najłatwiejszy rodzaj haftu, ale to mi wystarcza. Najbardziej lubię i wybieram wzory tradycyjne.
A wracając do malarstwa... o Elisabeth Vigée Lebrun przeczytałam na stronie Zamku Królewskiego w Warszawie (z której pochodzi ta krótka notka)
Autoportret w słomkowym kapeluszu (1782) National Gallery w Londynie (domena publiczna)
„Malowanie i życie zawsze były dla mnie jednym i tym samym” – odparła Elisabeth Vigée Lebrun, gdy życzliwie zasugerowano jej, że dla własnego dobra powinna porzucić sztukę.Zamiast się wycofać została najwybitniejszą malarką XVIII wieku. W imię zasady „nieważne, co mówią, byle mówili” nie respektowała przyjętych norm i wywoływała skandale.Miesiąc Historii Kobiet to okazja, by poznać wyjątkową historię tej niezwykłej artystki.Mimo trudnej przeszłości – śmierci ukochanego ojca, niepowodzeń w relacji z matką – przyjęto ją do Królewskiej Akademii, a następnie została nadworną malarką Marii Antoniny, dla której malowała liczne portrety. Mimo jej wielkiego talentu konserwatywna część akademików insynuowała, że przyjęto ją Akademii dzięki urodzie a nie zdolnościom lub że jej obrazy maluje mężczyzna!Była śmiała - dziś w jej „Autoportrecie w słomianym kapeluszu” nie widzimy nic szokującego… Jednak w XVIII wieku taki sposób autoprezentacji świadczył o wielkiej odwadze i nowatorstwie – pokazała się naturalnie, bez peruki i bez gorsetu.Była zaradna - w wieku 20 lat wyszła za Jean-Baptiste-Pierre’a Lebruna, czego szybko pożałowała, gdyż mąż zabierał połowę (!) dochodów ze sprzedaży namalowanych przez nią obrazów. Małżeństwo wykorzystała jako przepustkę do świata elit.Była niezależna - gdy mąż wyprzedał jej biżuterię, obrazy i zażądał rozwodu, Elisabeth poszła do sądu i zażądała zwrotu posagu." -