wtorek, 11 lipca 2017

W hafcie krzyżykowym lubię... tylko sam haft

Przy okazji szukania materiału do zrobienia piątego ornamentu w zabawie "Swobodne haftowanie", wyciągnęłam  na światło dzienne kolejny gotowy hafcik, który czeka na zagospodarowanie. Zrobiłam go w październiku ubiegłego roku i na tym zrobieniu sprawa się zakończyła.


Mam więcej takich skończonych prac pod względem hafciarskim, ale pozostawionych na tym etapie.
Dlaczego?
Bo strasznie nie lubię tej dalszej pracy - pranie, prasowanie (tego wręcz  nienawidzę - nie prasuję mężowskich koszul), szukanie odpowiedniej ramki, oprawianie, ewentualnie jakieś inne zagospodarowanie. To mi się tylko udało w przypadkach, gdy hafcik był przeznaczony na prezent. W takich sytuacjach wkracza mój mąż, który już się wyspecjalizował w zawodzie hafciarskiego oprawcy (nie ma to jak spokój i  inżynierska precyzja!). Inne hafciki leżą, zamiast wisieć na ścianach i je ozdabiać (w moim domu).

Ja chyba jestem nietypowa pod tym względem, bo nie lubię też etapu pierwszego - przygotowawczego. A podobno są takie hafciarki, które uwielbiają mierzenie kanwy i szukanie odpowiednich kolorów muliny (czytałam takie wypowiedzi na blogach). Ja wręcz przeciwnie... nie odczuwam żadnych dreszczy (jakie miewała Ania z Zielonego Wzgórza)  przy tych czynnościach. To dla mnie stresująca (a nuż się pomylę w liczeniu i za mało ciachnę) strata czasu. Niestety, nie mam pod ręką krasnoludków, które by za mnie wykonały robotę.

Zdjęcie tego haftu oddaje pogodę ostatnich dni - padało i było pochmurno, więc pozostał tylko balkon. 
Z zagranicznych blogów przyszła do nas w ostatnich latach moda na fotki w plenerze - zauważyłam ją na blogach dziewiarskich, a konkretnie drucianych. Tu chusta rzucona na trawę, tam sweterek na płocie lub serwetka na spróchniałej sztachecie, albo czapka na jakimś zardzewiałym elemencie parkingowym w środku miasta - taki zgrzebny wintaż na łonie  (natury lub cywilizacji, oczywiście).
Na pewno zdjęcia robione przy naturalnym świetle są lepsze, więc ja też ulegam tej modzie, kiedy mam na to czas i jestem w ogrodzie. Jednak bez przesady... tzn. bez bezmyślnego papugowania stylu i tworzenia całych aranżacji z dodatkami. Robótka na trawie i wystarczy.

3 komentarze:

  1. Chyba kolejny raz, czytając Twój wpis miałam wrażenie jakbyś o mnie pisała.
    Mam to samo z haftami - lubię je do momentu obróbki i oprawy. Tyle tylko, że mój Ktosiu nie oprawia, ale kilka nietypowych ramek z gałązek zrobił mi do drobnych hafcików.

    Ponieważ wyszywam Ariadną, często muszę zamieniać np. z DMC i też tego nie lubię, ale jak zacznę, to chcę szybko skończyć, a w trakcie wyszywania i tak okazuje się, że coś wyszło nie tak i trzeba dopasowywać.

    No i ten obrazek. Uwierzysz, czy nie, ale to Twoja sprawa.
    Wczoraj, gdy Ty pisałaś tę notkę, ja przeglądałam jedną ze stron ze schematami i... właśnie przy tym obrazku zatrzymałam się na chwilę z myślą: "może wyszyć ten obrazek?". Tam był jeszcze jeden obrazek z kolorową parasolką.
    Gdy skończyłam przeglądanie, u mnie w blogu zauważyłam Twój wpis, więc zerknęłam, jednak nie miałam już czasu na komentarz, bo jechaliśmy na działkę, a dziś musiałam tu wpaść i napisać.
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  2. A dlaczego mam nie uwierzyć? :)
    Już kilka razy przekonałam się o zbieżności myśli z blogowymi koleżankami - to bardzo optymistyczne sytuacje.
    Ja właśnie wczoraj myślałam o jakiejś ramce z gałązek (mam w nadmiarze tego materiału w ogrodzie). Naprawdę :)

    I też strasznie nie lubię kombinowania z zamiennikami, bo mam trochę mulin, więc oszczędzam na wydatkach i rzadko kupuję nowe.

    Widziałam ten drugi wzór z parasolką - "Zakochani", ale bardziej mi się podobał "Spacer".

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli byłyśmy blisko siebie - myślami :))
    Mnie też bardziej podoba się "Spacer".
    Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń