Serwetka jest prawie gotowa, najłatwiejsza część za mną - haftowanie zakończone.
Teraz pozostało szycie, którego bardzo nie lubię, więc na razie odkładam (aż dojrzeję do tego).
Ale mam nadzieję, że do następnych świąt zdążę.
Bardzo nie lubię szyć - ani ręcznie, ani na maszynie. Mam dwa sprzęty - każdy z innej epoki. Nowoczesny "Łucznik" i przedwojenny "Singer" - to dwie bardzo różniące się maszyny. Singera odziedziczyłam po mojej babci i prawdę mówiąc to jedyna maszyna, na której jako tako szycie mi wychodziło.
Mój mąż, wiedząc o tych moich antytalentach krawieckich, wielkodusznie stwierdził "jak chcesz, to mogę to obszyć". Obawiam się, że tym się skończy. W naszym domu to on jest specjalistą igły - zarówno współczesnej, jak i historycznej. Podziwiam jego dokonania w zakresie rekonstrukcji strojów, wyłącznie technikami dawnymi.
Piękna serwetka.
OdpowiedzUsuńFajnie jest mieć szyjącego męża!
Dziękuję :) - to jedna z nielicznych serwetek haftowanych w moim dorobku, chciałabym więcej, ale potrzeba czasu więcej.
UsuńA taki wszystkoumiejący mąż rzeczywiście przydaje się na co dzień.